aniżeli do materji podobne. Chciałoby mi się zajrzeć do sypialni... tam to być muszą cuda, tam raj! Patrzyłbym na ten aksamitny podnóżek, na którym, wstając z łóżka, opiera swoją nóżkę, i jak przywdziewa na tę nóżkę, śnieżnej białości pończoszkę... Aj! aj! aj!... nic, nic... milczenie.
Dziś jednakże, jakby nowym światłem zostałem olśniony: przypomniałem sobie rozmowę dwu suczynek, słyszaną przezemnie na Newskim prospekcie.
— Dobrze, — pomyślałem w duchu, — teraz dowiem się o wszystkiem. Trzeba przejąć korespondencją, którą prowadziły ze sobą te psiuki. Z niej pewno dowiem się prawdy. Wyznaję, że raz zawołałem nawet do siebie Medżi, i powiedziałem jej:
— Słuchaj, Medżi, jesteśmy teraz sami, i jeżeli chcesz, drzwi nawet zamknę, tak, że nas nikt widzieć nie będzie... opowiedz mi wszystko, co tylko wiesz o swojej pannie, jak ona i co? a ja ci przysięgam, że tajemnicy nie zdradzę.
Lecz chytra suczynka schowała ogonek, najeżyła grzbiet i wyszła cichutko za drzwi, jakgdyby nic nie rozumiejąc. Podejrzywałem dawno, że pies jest o wiele rozumniejszy od człowieka byłem nawet pewny, że może mówić, ale rządzi się w tej mierze pewnym uporem. Pies to nadzwyczajny dyplomata; wszystko śledzi, każdy krok ludzki. Nie! bądź co bądź, a jutro robię wyprawę do kamienicy Zwierkowa; rozpytam się Fidelki, i jeżeli się uda, pochwycę wszystkie listy, jakie pisała do niej Medżi.
O godzinie drugiej po południu udałem się ze stałym zamiarem zobaczenia się z Fidelką i rozpytania jej o wszystkiem. Nie mogę znieść zapachu kapusty, jaki zionie ze wszystkich drobnych sklepików przy ulicy Mieszczańskiej; a przy tem w dziedzińcu każdego domu tak cuchnie piekielnie, że zatknąwszy nos, co mi tchu starczyło, leciałem. Albo znowu ci podli rzemieślnicy wydają ze swoich warstatów taką ilość dymu i swędu, że przechadzka w tem miejscu zgoła jest niemożebną. Kiedy dostawszy się na szóste piętro, zadzwoniłem, wyszła dziewczyna wcale nie brzydka, tylko piegowata nieco. Poznałem ją. Była ta sama, która szła wówczas wraz