Przechodziłem się incognito po Newskim prospekcie, nie dając poznać wcale, że jestem królem hiszpańskim. Uważałem za niestosowne odkryć się przed wszystkimi, dla tego, że należało najprzód zaprezentować się u dworu. Od tego znowu wstrzymała mnie ta okoliczność, że niemam dotąd hiszpańskiego stroju narodowego. Gdyby mi gdzie dostać jakiekolwiek manto. Chciałem zamówić u krawca, ale to osły kompletne! wcale nie dbają o swoje rzemiosło, rzucili się do innej afery, i wszyscy prawie brukują ulice. Zdecydowałem się, zrobić sobie manto z nowego mego vice-mundura, który tylko parę razy miałem na sobie. Ale żeby te draby nie popsuły mi go, postanowiłem sobie sam uszyć, zamknąwszy drzwi, by nikt nie widział. Pokrajałem vice-mundur na kawałki, dla tego, że krój ma być zupełnie inny.
Manto zupełnie gotowe i uszyte. Marta aż krzyknęła, gdym go przywdziewał. Zawsze jednak nie chciałem prezentować się u dworu. Dotąd nie przybywa deputacja hiszpańska. A bez deputacji nie wypada. Brakłoby okazałości należnej wysokiemu memu stanowisku. Oczekuję ich co chwila.
Dziwi mnie nadzwyczaj opieszałość deputowanych. Jakież powody mogły ich wstrzymać? Czyżby może Francja?... Tak, to najbardziej nie przychylne mocarstwo. Chodziłem dowiedzieć się na pocztę, czy nie przybyli hiszpańscy deputowani; ale ten poczmistrz, to arcy głupia figura, nic nie wie.
— Nie, — powiada, — tu niema żadnych hiszpańskich deputowanych; a jeżeli pan życzysz sobie list napisać, to przyjmiemy takowy za ustanowioną opłatą.
Pal cię djabli! Co tam pismo? pismo głupstwo. Listy piszą tylko aptekarze...