pod niebem jasnem, bez żadnej chmury; grabarze wzięli się do rydlów... ziemia już wypełniła sobą dół mogilny... Wówczas on ku przodowi postąpił; zrobiono mu miejsce, pragnąc dowiedzieć się, co zrobić zamierza? On spojrzał po obecnych smutnie:
— I otóż pogrzebaliście ją, na co?... — Tu zatrzymał się i mowy nie dokończył.
Ale gdy wrócił do domu, ujrzał pustkę w pokojach, obaczył, że nawet fotel — wyniesiono, na którym siadywała nieboszczka — zapłakał głośno, silnie, bez nadziei ulgi, i łzy potokiem płynęły z jego gasnących oczu.
Pięć lat ubiegło od tej chwili. Jakiejże rozpaczy czas nie uleczy? Co utrzymać się zdoła w walce z nim nierównej?...
Znałem pewnego człowieka w kwiecie wieku, pełnego wielkich przymiotów i dobroci, znałem go gdy kochał czułe, silnie, scalenie, impertynencko, skromnie!... i przy mnie, prawie w moich oczach przedmiot jego miłości — dobra jak anioł, piękna jak on, padła ofiarą śmierci.
Nigdy nie widziałem tak straszliwych objawów duchowej męczarni; takiej szalonej, niszczącej tęsknoty, tak pożerającej rozpaczy, jakie owładnęły nieszczęsnym kochankiem!... Ani pomyślałem kiedy, by mógł człowiek stworzyć dla się piekło, w którem ni cienia, ni rysu, nic, coby w czemkolwiek podobnem było do nadziei... Starano się mieć go na oku; uprzątnięto wszystko, czemby mógł życie sobie odebrać. Po dwóch tygodniach zwyciężył siebie: zaczął śmiać się, żartować... Dano mu wolność; pierwsze na co ją użył było: zakupienie pistoletu. Pewnego dnia, niespodzianie usłyszano wystrzał, który wielce przeraził jego rodzinę; wbiegłszy do pokoju, ujrzeli go leżącego z czaszką roztrzaskaną. Lekarz, wielkiej zażywający sławy, a który w pobliżu znajdował się przypadkiem, dostrzegł w nim znaków życia, znalazł, że rana nie była śmiertelną i ku największemu zdziwieniu wszystkich, został wyleczony. Podwojono baczność, nawet mu nie dawano noża przy objedzie, uchylono wszystko, czemkolwiek mógłby się zranić... ale wkrótce znalazł on sposób: rzucił się pod koło jadącego powozu. Powóz rozgniótł mu rękę i nogi; lecz znów go uleczono! W rok później, widziałem go w przepełnionym gośćmi salonie. Siedział przy stole, najswobodniej mówił: ptite-ouverte, zakrywszy jedną z trzymanych kart, a za nim
Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/31
Ta strona została przepisana.