skargę apelacyjną do Izby kryminalnej zaniosę wraz z przeniesieniem całej sprawy.
„Szlachcic mirogrodzkiego powiatu, Iwan Nikiforów syn Dowhoczchun.“
Prośba ta sprawiła pożądany skutek. Sędzia, jak zwykle ludzie dobrzy, należał do tchórzliwego regimentu. Zwrócił się do sekretarza. Lecz sekretarz przecedził przez zęby: „hm,“ i zrobił obojętną, a djabelsko-dwuznaczną minę, jakiej używają tylko szatani, gdy widzą u nóg swoich przychodzące do nich ofiary. Pozostawał jedyny środek: pogodzić zwaśnionych przyjaciół. Lecz jaką drogą dopiąć tego, gdy wszystkie używane dotąd środki nie skutkowały? Postanowiono jednak raz jeszcze spróbować; ale Iwan Iwanowicz wprost oświadczył, że nie chce, i jeszcze się rozgniewał! Iwan Nikiforowicz, zamiast odpowiedzi, odwrócił się tyłem do mówiącego, nie rzekłszy ani słówka.
Tymczasem proces toczył się z nadzwyczajną szybkością, jaką zwykle odznaczają się sądownictwa. Prośby zaciągnięto do ksiąg, postawiono numera, zszyto je, wszystko to w dniu jednym, i położono sprawę do szafy, gdzie ona leżała, leżała, leżała rok jeden, drugi, trzeci. Nie mało panien powychodziło zamąż, w Mirogrodzie wytknięto nową ulicę, sędziemu wypadł jeden ząb trzonowy i dwa boczne; u Iwana Iwanowicza biegało po dziedzińcu więcej dzieci, jak wprzódy (zkąd się one brały? Bóg tylko raczy wiedzieć); Iwan Nikiforowicz na przekorę Iwanowi Iwanowiczowi, wybudował nowy chlewek na gęsi, wprawdzie dalej nieco, i tak się odgrodził od Iwana Iwanowicza, że ci dwaj dostojni mężowie, prawie nigdy nie spotykali się z sobą; sprawa jednak zawsze leżała w najlepszym porządku w szafie, która z powodu licznych plam atramentowych w mozajkę się zamieniła.
Tymczasem zaszło nadzwyczajne i nader ważne dla całego Mirogrodu zdarzenie. Horodniczy dawał bal.
Zkądże wezmę farb i pędzla, któremi mógłbym godnie odmalować rozmaitość zjazdu i przepych balowy? Weźcie do ręki zegarek, otwórzcie go i przypatrzcie się, co tam się dzieje? Nie prawdaż, straszliwa plątanina? A teraz wyobraźcie sobie, że prawie tyleż, jeżeli nie więcej, kół i kółek stało na dziedzińcu horodniczego. Jakich tam bryczek i powozów — nie było? Jedna z szerokim
Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/75
Ta strona została przepisana.