jednak, dojeżdżając do Mirogrodu, uczułem mocniejsze bicie serca. Boże! ileż to wspomnień! Dwanaście lat nie widziałem Mirogrodu. Tu żyli kiedyś w tak czułej przyjaźni dwaj jedyni przyjaciele. A ile to znakomitości przeniosło się już do lepszego życia! Sędzia Demjan Demjanowicz nie żył już wówczas; Iwan Iwanowicz, — ten ślepy na jedno oko — przymknął już i drugie, na wieki świat żegnając.
Wjechałem na główną ulicę. Wszędzie stały wiechy: projektowano widocznie przeprowadzenie nowego planu, a świadczyło o tem kilka chat rozrzuconych. Resztki parkanów i płotów sterczały jakoś zagrobowo.
A dzień był to świąteczny; kazałem bryczce swojej zatrzymać się koło cerkwi, i wszedłem tak cicho, że niezwróciłem niczyjej uwagi. Prawda, że nie było czyjej: cerkiew bowiem była prawie pusta, widocznie, że najpobożniejsi nawet przelękli się błota. Blask palących się świec — przy tak pochmurnej, a właściwie mówiąc, chorobliwej pogodzie — robił jakieś dziwnie nie miłe na mnie wrażenie; ciemne zakamarki wyglądały żałobnie, a podłużne okna, o szkłach krągłych zalewały się deszczowemi łzami.
Skierowawszy się ku jednemu z zakamarków, zwróciłem się do jakiegoś poważnego staruszka o siwych włosach:
— Pozwólcie zapytać siebie: czy żyje jeszcze Iwan Nikiforowicz?
W tej chwili płonąca przed obrazem lampa, błysnęła jaśniej, oświecając twarz mego sąsiada; jakże byłem zdziwiony, gdy wpatrzywszy się bliżej, poznałem znajome rysy! Był to sam Iwan Nikiforowicz! Ale jakże się zmienił!
— Jakże zdrowie wasze, Iwanie Nikiforowiczu? Ależeście się postarzeli!
— Tak, postarzałem się. Dziś wróciłem z Połtawy, — odpowiedział Iwan Nikiforowicz.
— Co? jeździliście, do Połtawy w taką słotę?
— Ha, cóż robić? proces...
Westchnąłem mimowolnie. Iwan Nikiforowicz widocznie zauważył to, bo dodał uspakajająco:
Strona:PL Nikołaj Gogol - Powieści mniejsze.djvu/86
Ta strona została przepisana.