Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/110

Ta strona została przepisana.
Horodniczy.

Nie wierz. Jaśnie Wielmożny panie! nie wierz! To są wierutni łgarze, łotry, jakich święta ziemia jeszcze nie nosiła.

Chlestakow.

O! tak, bez czci, bez wiary; ja to od razu z ich oczu poznałem.

Anna.

Wieszże ty Antolku! jaki zaszczyt nas spotyka?... Oto Jaśnie Wielmożny pan, prosi o rękę naszej Maryi.

Horodniczy.

Co, co, co?.. oszalałaś duszko?... Nie miej jej tego za złe Jaśnie Wielmożny panie! ona to czyni przez wrodzoną głupowatość; takąż była i jej matka.

Chlestakow.

Nie, ja na seryo proszę o rękę waszej córki. Jestem w niej rozkochany.

Horodniczy.

Nie śmiem wierzyć Jaśnie Wielmożny panie.

Chlestakow.

Mówię to nie żartem. I jeżeli pan nie zechcesz zezwolić, to zrobisz mię najnieszczęśliwszym z ludzi.

Horodniczy.

Dotąd nie śmiem wierzyć; nie godni jesteśmy takiego zaszczytu.

Chlestakow.

Ulituj się panie! nie chciej mnie do rozpaczy przywodzić. Jeżeli mi nie oddasz ręki swojej córki, gotów jestem na wszystko.