Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/111

Ta strona została przepisana.
Horodniczy.

Nie mogę wierzyć: Jaśnie Wielmożny pan żartuje.

Anna.

Ach! jakiż z ciebie bałwan! przecież ci mówią...

Horodniczy.

Nie mogę wierzyć.

Chlestakow.

Raz ostatni proszę: oddaj mi pan rękę swojej córki, gdyż powtarzam, żem gotów na wszystko. A kiedy się zastrzelę, wówczas pan będziesz sądzony.

Horodniczy.

Ach, mój Boże! ja nie nic przewiniłem ani duszą ani ciałem. Nie chciej się gniewać Jaśnie Wielmożny panie! rób ze mną co ci się podoba! ale w mojej głowie, teraz... sam nie wiem co się zrobiło. W jednej chwili zostałem takim głupcem, jakiego dotąd na świecie nie było.

Anna.

No, dalejże! pobłogosław:

Chlestakow (podchodzi do niego z Maryą.)
Horodniczy.

Boże błogosław! ale ja nic nie jestem winien.

Chlestakow i Marya (całują się.)
Horodniczy (patrząc na nich.)

Co u djabła... czy ja dobrze widzę?.. (przeciera oczy) Tak. w samej rzeczy, całują się — doprawdy się całują. Tak jakby był prawdziwym narzeczonym! ach! jakież to szczęście do nas zawitało!