Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/117

Ta strona została przepisana.

chodził na mnie ze skargą, a najwięcej tych pisarczuków co im bazgrali prośby. Ogłosić wszystkim, ażeby wiedzieli, jakie dziś szczęście Bóg zsyła na dom Horodniczego, bo wydaje swoją córkę, za takiego urzędnika, jakich mało na świecie; który jest w stanie tutejszych mieszkańców przepędzić, w turmę zasadzić, lub zrobić z nimi co zechce. — Oznajmić wszystkim a wszystkim, ażeby o tem całe miasto wiedziało. Krzycz na całe gardło, każ tarabanić, walić we dzwony; „Kiedy bal! to bal!“ (Kwartalny odchodzi) Nie prawdaż Anuleczku, co? — Powiedzże mi moja duszo, cóż teraz z nami będzie? gdzie mamy mieszkać? tu, czy w Petersburgu?...

Anna.

Naturalnie, że w Petersburgu. Tu w żaden sposób zostać nie możemy.

Horodniczy.

Tak, tak, w Petersburgu, chociaż nie źle byłoby i tu mieszkać. Mnie się zdaje, że teraz moje Horodniczostwo, precz do czarta! — nie prawdaż Anuleczku, co?

Anna.

Naturalnie. — Co tam, to Horodniczostwo!

Horodniczy.

Jak sądzisz Anuleczku, ja myślę, że teraz będę już mógł bezpiecznie lepsze miejsce schwycić; dlatego: że nasz przyszły zięć jest za pan brat ze wszystkiemi ministrami, i bywa na cesarskich pokojach. — On może mię posunąć tak wysoko, że czasem i w generalitet wlezę. Jak myślisz Anuleczko, mogę ja być generałem?

Anna.

Dla czegóż nie! możesz i bardzo możesz.

Horodniczy.

Ach! co to za rozkosz być generałem! Wstęga przez plecy!.. a jaka wstęga lepsza, Anuleczku? czerwona, czy błękitna?