Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/131

Ta strona została przepisana.

tyliona, dla odprawienia szatafetę. Lecz gdym się cokolwiek od stołu oddalił, znowu coś magnetycznego pociągnęło mnie ku niemu. W jednym uchu szepcze rozpieczętuj! w drugim, nie rozpieczętywuj! rozpieczętuj: nie rozpieczętywuj. Z jednej strony jakby mnie kto w rękę szturkał, z drugiej mówi: ani się waż! zginiesz jak mucha! — Tak może z minut dziesięć walczyłem sam z sobą nie wiedząc co przedsięwziąść: nakoniec zdecydowałem się rozpieczętować!

Horodniczy.

I pan śmiałeś?

Pocztmajster.

Dalibóg rozpieczętowałem! lecz z taką trwogą, jakiej nigdy nie doświadczałem. Kazałem przymknąć okiennice, sam własnoręcznie zatknąłem wszystkie szparki. Lecz skorom palce na laku położył, ogień przejął wszystkie moje członki, a gdym pieczęć rozłamał, uczułem dreszcz i zimno, jakby krew we mnie zamarła! — Kiedym nareszcie dobył już ten list nieszczęsny, nie pamiętałem wówczas, gdzie i na którym świecie byłem. Wargi moje i zęby tak strasznie drgały, żem przez całą godzinę jednego wiersza nie mógł przeczytać.

Horodniczy.

Jak pan się odważyłeś rozpieczętować list, tak ważnej i pełnomocnej osoby?

Pocztmajster.

W tem też to i sztuka... że on nie jest ani ważną, ani pełnomocną osobą.

Horodniczy.

Czemże więc jest, według pańskiego zdania?

Pocztmajster.

Ani to, ani owo. — Djabeł go wie kto on taki!