Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/18

Ta strona została przepisana.
Pocztmajster.

Niezawodna wojna z Turkami. A to wszystko z przyczyny Francuzów.

Horodniczy.

Gdzie tam wojna! gdzie tam Turcy! — Tu złe nam grozi, a nie Turkom. To już wiadomo: pisze do mnie wyraźnie człowiek wiarygodny, że niezawodnie urzędnik jedzie z Petersburga po to, aby obejrzeć nasze miasto i przekonać się, czy wszystko jest w należytym porządku.

Pocztmajster.

To być może.

Horodniczy.

Mnie coś skóra drżeć zaczyna. A tobie kochany pocztmajstrze?

Pocztmajster.

Tak cokolwiek, cokolwiek... A ty Panie Antoni, czy bardzo się boisz?

Horodniczy.

Dla czegóż bać się! ja się nie boję, ale tak coś myślę, czy czasem który z naszych mieszczan, lub kupców... bo mówiąc między nami, stanąłem im kością w gardle. Za to patrzą oni na mnie jak jastrzębie, gotowi mię całego na cząstki rozerwać, (odprowadza go na stronę) Ale usuńmy się cokolwiek. Otóż rzecz się tak ma: Spodziewany rewizor, jeżeli jeszcze nie przybył, to pewnie już jest nie daleko nas. Ja, mówiąc między nami, mam niejakie przyczyny domyślać się, czy nie skarżył się kto na mnie. Bo dlaczegożby taka napaść na nasze miasto? a do tego jeszcze incognito?... Djabli wiedzą co tam za incognito! wszakże tu jest władza miejscowa, na cóż więc to incognito?.... Trzeba zatem kochany panie Szpekin, dla wspólnego naszego dobra, każdy list w twojem kantorze, przychodzący i odchodzący.... wiesz... tak, cokolwiek rozpieczętować: a to dla przekonania się, czy nie ma w nim jakiego doniesienia lub skargi. Jeżeli nie, to można go zapieczętować na nowo. Dla togo najlepiej