Ta strona została przepisana.
SCENA II.
JÓZEF I CHLESTAKOW.
Chlestakow.
Na weź to! (oddaję mu laskę i furażerkę) Jak widzę, znowuś leżał na łóżku?
Józef.
Dlaczegóż miałbym leżeć? Nie widziałem łóżka, czy co?
Chlestakow.
Kłamiesz, leżałeś, bo pościel zgnieciona.
Józef.
Na co mnie pańska pościel? mam nogi, to mogę postać.
Chlestakow (chodzi po pokoju.)
Tytuń jest?
Józef.
Nie ma ani okruszyny! przecież przed czterema dniami, pan resztkę wykurzył.
Chlestakow (chodzi, niecierpliwi się i w rozmaitych kształtach wykrzywia gębę — nakoniec mówi mocnym i stanowczym głosem.)
Ej, Józef! słuchaj....
Józef.
Co pan każe?
Chlestakow (mocnym ale nie tak stanowczym głosem.)
Idź, tam....
Józef.
Gdzie?
Chlestakow (słabym głosem prawie proszącym.)
Obok, do bufetu... powiedz.. żeby dali objad, dla nas.