Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/37

Ta strona została przepisana.
Chlestakow.

Zastrasz go — powiedz mu otwarcie, że ja bez jedzenia żyć nie mogę, że muszę jeść koniecznie. Pieniądze, rozumie się, będą zapłacone.... On może myśli, że każdemu tak łatwo być głodnym, jak jemu prostakowi! he? Widzisz go!

Kelner.

Dobrze, ja mu powiem. (odchodzi z Józefem).






SCENA  V.
Chlestakow (sam).

Jednakże to będzie szkaradnie, jeżeli on ze wszystkiem nic nie da. A mam wilczy apetyt, jakiego w życiu niedoświadczyłem. Mamże co z moich sukien puścić między żydki? Nie, nie chcę; lepiej bydź głodnym, a przyjechać do domu w Petersburgskim kostiumie. Szkoda że mój Nochym nie dał mi na kredyt karety, nie źleby było zajechać do domu w karecie. A jeszcze lepiej wstąpić po drodze do jakiego obywatela, sąsiada; otożbym ich przestraszył!... zawracam pod ganek domu, wyglądają z okna i szepczą do siebie. Co to jest? kto to taki? mój Józef w szamerowanej złotem liberyi, wchodzi do pokoju i melduje: „Pan Aleksander Chlestakow z Petersburga, panowie przyjmują?“ Te prostaki, nie wiedzą nawet co to znaczy: „panowie przyjmują“ stoją z rozdziawionemi gębami; bo do nich jeżeli i przyjedzie jaki niedźwiedź obywatel, to zaraz wyłazi z bryczki, a nie mówiąc ani słowa, wali prosto do pokoju — wchodzę więc, witam gospodynię i gospodarza, zbliżam się do ślicznej córeczki i mówię: ah! pani, jakżem“... Tfu! (pluje) aż mi ckliwo, tak jeść chcę.