wiadomo jaka i kiedy. — (rzucając wzrokiem na ściany pokoju). Co to za wilgoć!... ściany zupełnie mokre... Mnie się zdaje, że to mieszkanie jest dla pana za ciasne i niewygodne.
Prawda — najgorsze jakie być może, zimne, wilgotne, ciemne.
Mogęż się ośmielić, najpokorniej upraszać pana dobrodzieja, o jedno najłaskawsze zezwolenie, którego być może, nie jestem godzien...
Cóż takiego?
Oto.. czy nie raczyłbyś pan dobrodziej przenieść się do mojego domku: mam dla niego bardzo wygodny pokój.
Jakto do pana?
Tak, prześliczny pokoik. Stół również choć nie wytworny, ale gospodarski — produkta świeże, nietakie jak w traktyerni. Nie chciej pan odmawiać: mocno mnie tem uszczęśliwisz... Gościność jest moim żywiołem, wszystko co mam, gotów jestem oddać; a zwłaszcza dla tak dostojnogo gościa. Nie myśl pan dobrodziej, żebym to mówił z pochlebstwa — Nie, tej wady ja nie mam i mówię to co czuję.
Dziękuję najpokorniej. Ja także pokochałem pana za pierwszem wejrzeniem,