Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/51

Ta strona została przepisana.
Anna.

Jaki Dobczyński... Tobie się zawsze coś wyobraża... To zupełnie kto inny. (macha ręką) Hej panie, panie! proszę tu do nas! prędzej!

Marya.

Doprawdy mamo, to Dobczyński.

Anna.

I znowu — aby się tylko sprzeciwiać. Mówię ci, że to nie on.

Marya.

A co? a co, mamo? widzisz że to on sam.

Anna.

A, tak... to Dobczyński, teraz dobrze widzę — na cóżeś się sprzeczała? (krzyczy w okno) Prędzej, prędzej! jeszcze prędzej. No, cóż tam? gdzież oni są? he?... Mówisz pan tak cicho, że nic nie słyszę. — Co? bardzo srogi?... he?... A mąż mój, mąż?..! (odstępując od okna mówi z nieukontentowaniem). Co za głupiec, niechce mi powiedzieć, dopóki nie wejdzie!






SCENA  II.
CIŻ I DOBCZYŃSKI.
Anna.

No, powiedz mi pan proszę: czy masz sumienie? Ja w nim jednym całą ufność pokładałam, jako w człowieku uczciwym: wszyscy z domu powychodzili i pan za nimi! a ja dotąd od nikogo nic dowiedzieć się nie mogę! nie wstydzisz że się pan?... ja trzymałam do chrztu jego dwoje dzieci: Walusia i Dorotkę, a pan tak ze mną postępujesz!

Dobczyński.

Dalibóg, kumeczko, tak żywo biegłem złożyć ci moją uniżoność, że dotąd tchu złapać nie mogę. Witam pannę Maryannę!