Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/58

Ta strona została przepisana.

nicy miasta i urzędnicy więcej dbają o swą własną korzyść; a tu, prawdę mówiąc, niema innych zamiarów nad ten, ażeby dobrym porządkiem i troskliwością, na siebie uwagę zwierzchności zwrócić.

Chlestakow.

Śniadanie również było wyborne. Czy u panów każdodziennie bywają podobne przekąski?

Horodniczy.

Nie, sporządzono je umyślnie dla tak zacnego i przyjemnego gościa.

Chlestakow.

Bardzo dziękuję! Wina także wyśmienite; nie spodziewałem się, aby w tak małem miasteczku, można je było znaleść. Ale, ale, a jak się nazywa ta ryba, którąśmy z takim apetytem zajadali.

Ziemlenika.

Sterla.

Chlestakow.

A bardzo smaczna, dawno już takiej nie jadłem. Ale gdzieżeśmy to śniadali? zdaje się że w szpitalu.

Ziemlenika.

Tak jest.

Chlestakow.

Pamiętam, pamiętam. — Tam stały łóżka. A chorzy to zapewne wyzdrowieli? bo ich było bardzo mało.

Ziemlenika.

Dziesięciu nie więcej pozostało; reszta wszyscy wyzdrowieli. Taki jest tu zwyczaj i porządek. Odtąd jak objąłem nadzór nad tutejszemi szpitalami, może to panu okaże się dziwnem, wszyscy prędko wyzdrawiają jak muchy. Chory zaledwie zdąży wejść do lazaretu, jużci i zdrowiuteńki; nie tyle od lekarstwa, jak przez regularność i dobre utrzymanie.