Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/60

Ta strona została przepisana.

kiem, zdarzy mi się spostrzedz jakiego dzwonkowego króla, lub coś podobnego, to taki wstręt mnie ogarnie, że mimo woli odwracam oczy i wychodzę. Zdarzyło się raz, że bawiąc dzieci, wystroiłem im domek z kart, to przez całą noc śniły mi się przeklęte obrazki. Pan Bóg z niemi, nie wiem jak można, tak drogi czas przy kartach przepędzać.

Chłopow (n. s.)

To łotr! a wczoraj u mnie sto rubli wyponiterował.

Horodniczy.

Nie lepiejże te chwile dla dobra kraju poświęcic.

Chlestakow.

Nie, źle pan mówisz. To od tego jak kto gra. Ma się rozumieć, jeśli kto zabastuje, wówczas, kiedy powinien grać na trzy rogi, to... Nie; gra w karty czasami jest nieodbicie potrzebną, a nawet i bardzo pożyteczną.






SCENA  VII.
CIŻ — ANNA I MARYA.
Horodniczy.

Ośmielam się przedstawić panu moję familiją: żonę i córkę.

Chlestakow (kłaniając się).

Jakże jestem szczęśliwy, że mam tę przyjemność panie oglądać.

Anna.

Wielki to jest zaszczyt dla nas, mieć w naszym domu tak zacnego i dostojnego gościa.

Chlestakow.

Ah! Pani! ja to raczej winien...