Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/68

Ta strona została przepisana.
Anna.

Jeszcze!... a ja mówię, że nie i dosyć. Czego on miał patrzeć na ciebie? i kiedy?

Marya.

Jak mamę kocham! ciągle na mnie patrzał. — Kiedy zaczął mówić o literaturze, to rzucił na mnie okiem; kiedy opowiadał o wiście z posłami, także na mnie spojrzał.

Anna.

No, być może, może raz jeden tylko... i to dla tego jedynie, żeś obok mnie siedziała.






SCENA  IX.
TEŻ I HORODNICZY.
Horodniczy (wchodząc na palcach.)

Pst!... sza..

Anna.

Cóż?

Horodniczy.

Położył się spać. Sprawujcież się spokojnie, żeby go nie przebudzić. Tak jestem odurzony! strach omal mi kości nie wytrząsł — tak ważnego urzędnika, nigdym jeszcze nie widział, (w zamyśleniu) Z ministrami grywa w karty i bywa w cesarskich pokojach... Tak, o być może... Im więcej się nad tem zastanawiam tem bardziej się przekonywam... Z resztą djabli go wiedzą, nie mogę pojąć co się dzieje w mojej głowie. Zdało mi się jakbym stał na jakiejś wielkiej dzwonicy, gdzie chcieli mnie powiesić.

Anna.

Ja zaś żadnej bojaźni nie uczułam; widziałam w nim tylko edukowanego, światowego i dobrego tonu młodzieńca — a o jego randze niemam potrzeby wiedzieć.