Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/77

Ta strona została przepisana.
Ziemlenika.

A jakże to zrobić?

Liapkin.

Ot tak najlepiej; zrobić wprost składkę, w guście podarku, lub ofiary na rzecz jakiego towarzystwa; jego zaś prosić, ażeby przyjął na siebie obowiązek.. Ale i to, niech djabli wezmą; niebezpieczno!

Szpekin.

Lepiej po prostu, oto tak: że niby przez pocztę zostały tu nadesłane pieniądze, nie wiadomo dla kogo; a ponieważ właściciela nie znaleziono: więc go się zapytać, czy czasem te pieniądze nie do niego należą.

Ziemlenika.

To, to, to! da on panu za to: „nie wiadomo dla kogo nadesłane.“ Patrzaj, żeby cię tylko przez pocztę, nie odesłał gdzieś daleko.

Liapkin.

Najlepiej tak będzie: że niby w naszem mieście, umarł bogaty kupiec zostawiwszy testament, a po testamencie...

Ziemlenika.

No i cóż po testamencie?

Liapkin.

Koma, czyli przecinek. Zacząłem był tak gładko, a końca ani weź znaleść.

Ziemlenika.

Płynął, płynął, a przy brzegu utonął. Nie, takie rzeczy nic w taki sposób działać się zwykły. Powiedzcież mi panowie, po co tu przybyliśmy z całym naszym szwadronem? a to ty, panie Liapkin, wymyśliłeś: ażeby się po wojennemu prezentować. Moje zdanie, przedstawić się każdemu po osobno, tak na cztery oczy, i tego... co tam będzie potrzeba; żeby nawet uszy nie słyszały. Otóż to tak, w porządnym towarzystwie, zawsze się robi!... a gdy