Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/78

Ta strona została przepisana.

już jeden wprzódy popróbuje, to później wszystkim nam będzie wiadomo, jak należy postąpić.

Szpekin.

Ma słuszność!

Liapkin.

I owszem, spróbujmy. Tobie panie Ziemlenika, ponieważ w twoim szpitalu, nasz dostojny Wizytator, już chleba zakosztował; tobie mówię, najwłaściwiej będzie naprzód się sprezentować.

Ziemlenika.

Dla czegóż mnie? ja myślę czy nie będzie przyzwoiciej, ażeby pan Szpekin, jako pocztmajster.

Szpekin.

Na cóż ja? nie równie lepiej panu Liapkinowi, jako sędziemu pokoju.

Liapkin.

Liapkinowi, Liapkinowi! wszyscy na Liapkina! czemuż nie panu Chłopowemu, jako kształcicielowi młodzieży?

Chłopow.

Nie, panowie, ja nie mogę. Jestem tak delikatnie wychowany, że gdy rozmawia ze mną osoba, choć jedną rangą wyższa odemnie, to już moja dusza na ramieniu, a język jakby w pantoflach. Nie, panowie, uwolnijcie mnie od tego, na honor uwolnijcie.

Ziemlenika.

W samej rzeczy, z której bądź strony uważając, nikomu nie jest tak zręcznie wziąśc się za to, jak tobie panie Liapkin. U pana za każdym słowem, to Cyceron siedzi na języku.

Liapkin.

Co pan znowu zmyślił jakiegoś tam Cycerona!... że czasem zawlókłszy się, gdzie rozprawiam o kłótniach domowych, albo o jakiem gończem szczeniątku...