Cóż?
Wyjeżdżajmy ztąd co żywo. Dalibóg już czas, i bardzo czas.
Dla czegóż to?
Tak sobie. Niech ich wszystkich Bóg ma w swojej opiece. Pohulaliśmy tu przez dwa dzionki, to i dosyć na tem. Na co z niemi długo przestawać! rzuć pan ich! bo czasem być może, że kto drugi nadjedzie. Dalibóg panie! ruszajmy. A koniki tu są paradne: tak nas poniosą, że aż miło!
Nie, mnie się chce jeszcze tu do jutra pomieszkać.
Do jutra! dalibóg panie jedźmy lepiej dziś. Chociaż nam tu bardzo dobrze: lubią nas, poważają, szanują; ale zawsze lepiej wcześnie i z honorem wyjechać... Widać ze wszystkiego, że oni pana wzięli za kogoś drugiego. — Ojciec nawet pański, będzie się gniewał, że w drodze tak długo bawisz... Do prawdy, panie! takbyśmy drapnęli aż by się zakurzyło. A koników tu danoby nam pięknych! (klaszcze gębą).
No, dobrze już, dobrze. Odnieś tylko wprzódy ten list na pocztę, i razem odbierz podorożne. Ale patrzaj, żeby konie były jak można najlepsze. Powiedz jemszczykowi, że mu dam dobry trynkgield, niech tylko pędzi tak jak z feldjegrem, i w drodze śpiewa piosnki narodowe!.. (dalej pisząc) Wyobrażam sobie, co na to powie, mój Trapiczkin; on taki dowcipniś...