Strona:PL Nikołaj Gogol - Rewizor z Petersburga.djvu/99

Ta strona została przepisana.
Chlestakow.

Czy to być może? ach! jakiż on niegodny!

Abdulin.

Dalibóg! takiego Horodniczego, nikt z nas niepamięta. Nie mówię już o tem: że bierze coś delikatnego, ale nawet najgorszą rzeczą nie wzgardzi. Oto naprzykład, te proste śliwki, które już od siedmiu lat w sklepie moim leżą, a których nawet mój czeladnik jeść nigdy nie chce; on zawsze całą garść chwyci ich do kieszeni. A gdy nastaną jego imieniny, t. j. na Ś. Antoniego, starasz się mu wybrać co tylko jest najlepszego w handlu, niczego nie skąpisz nie, on chce jeszcze więcej: mówi że i na Ś. Onufrego także są jego imieniny. Cóż robić? nosimy mu prezenta i na Onufrego.

Chlestakow.

A to prawdziwy rozbójnik!

Abdulin (wzdychając.)

Ach!... a sprobój mu się w czemkolwiek sprzeciwić, wpakuje ci do domu cały półk na postój. Zawoła cię do siebie, każe drzwi zamknąć i mówi: ja kochaneczku, bić ciebie nie będę; bo to jest prawem zabroniono; ale nakarmię cię śledziami.

Chlestakow.

Ach! co to za łotr! takiego warto wysłać prosto na Syberyą.

Abdulin.

A już gdzie zechcesz królu, to go prowadź, tylko żeby od nas jak można najdalej. Nie pogardzaj ojcze nasz, chlebem i solą. Pozdrawiamy cię cukrem i winem.

Chlestakow.

Nie, tak źle o mnie nie myślcie; ja żadnych wziątków nie biorę. Ale jeżeli mi dacie, tak sposobem pożyczki, jakich ze 300