Ulatam bezbronna i światła spragniona —
Ty pełźniesz sceptyczny i stary...
Tem głośniej pieśń wieszcza wybucha mi z łona,
Im mniej masz miłości i wiary!
Idź dalej swą drogą i złotem zwodniczem
Wyzłacaj swe ślady i brudy!
Ja wrzących słów moich uderzam cię biczem, —
O, świecie ty fałszu, obłudy!
— Chcesz wiedzieć: Kto ja? — Posłuchaj, o, dziecię!
Jam ptak, w samotnem więzieniu zamknięty,
Ptak, o szerokich i potężnych skrzydłach!
W słońce chcę lecieć, a męczę się w sidłach,
I ranię żywą pierś o klatki pręty.
— Jam ptak! Posłuchaj, o, dziecię!
Ja o miłości marzę leśnych kwiatow,
W zmierzchu i gęstwie przedwiekowych kniei,
O rozhukanych stad szałach, na piaskach
Zwrotnikowego świata, i o blaskach
Żarzących pustyń. Marzę o zawiei
Burz, i promieni, i kwiatów.
Czasem, porwana wizyą, na ból głucha.
Rwę się do lotu, rozpaczam, złorzeczę,
A świat przechodzi mimo i nie słucha....
Lecz ja — uparty jeniec w więzach ducha —
Namiętnie skrzydła rozwarte kaleczę.
...Świat idzie mimo, nie słucha.