Gdy usiłował uwolnić się z uścisku:
— Ach, nie? Więc służąca, twoja służąca. Weź mnie ze sobą, pojadę między pasażerami trzeciej klasy.
Złożył jej głowę na poduszce, głaskał ją po włosach.
— Wybacz... rzekła. — Wiem, że masz rację. Gdybyś mnie wziął z powrotem, byłbyś Bogiem. Teraz jednak kocham cię, bo jesteś mężczyzną. Kocham cię, kocham!
Uniosła się znowu z pościeli. Spojrzał więc znowu całkiem blizko w tę twarz, która przez tyle lat była dlań jedyną. Te wargi znowu dotykały jego ust. Wszystko, co w życiu było najpiękniejsze, znowu zawarło się w jej całusie. Istota, która wchłonęła jego duszę, młodość, siłę, owinęła się znowu dokoła jego ciała. Pochylił się nad nią; twarzą zapadł się w jej twarz.
— Krzysiu!
— Kochanie moje...
Płakali. Wśród łez powtarzali dawne słowa miłosne; szeptali cicho... cicho, jakby te słowa nie miały się wcale wyrażać w dźwiękach głosowych.
Zegar wydzwonił godzinę. Podniósł się.
— Bądź zdrowa!
Spojrzała nań, znowu przejęta lękiem.
— Nie mogę. Nigdy moja miłość nie wygaśnie... — szepnęła.
— Przecież... — rzekł. — Będziesz znowu szczęśliwa. Będą cię kochali. Życie trwa przecież...
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.