Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/124

Ta strona została uwierzytelniona.

łem, że rośnie we mnie zazdrość, by się tak wyrazić... a conto. Wobec dotychczasowych mych doświadczeń, miałem bowiem prawo przypuszczać, że dzisiejszej nocy spotka mnie znowu jakaś nieprzyjemność. Ale nagle pomyślałem sobie: nie! nie! Uspokoiłem się, pocieszyłem, miałem pewnego rodzaju satysfakcję. „Osmond“-owie są ludźmi normalnie zbudowanymi, ani karłami, ani olbrzymami, takimi, jak ty i ja.
Ukłoniłem się, wyrażając mu niejako podziękę za to porównanie,
— Nie miałem zatem w tym wypadku powodu do liczenia się z jakimiś względami. Mogłem każdego z tych siedmiu drabów uśmiercić, nie stając się śmiesznym... O północy zakończyło się przedstawienie. Do pierwszej włóczyłem się po ulicach. Podczas tej godziny obudziła się we mnie nowa nadzieja: a może tym razem drzwi będą zamknięte. Była to zwodna nadzieja: drzwi nie były zamknięte na klucz; słyszałem śmiechy, chichoty. Wszedłem. I jak słusznie przewidziałeś: wewnątrz był jeden z siedmiu.
— Prawdopodobnie kapelmistrz — rzekłem, właściwie zupełnie bezmyślnie.
— Skądże mogę to wiedzieć? — odparł August. — W kabarecie byli przecież ludzie ci naszminkowani i w kostjumach, czego niestety powiedzieć nie mogę o człowieku, którego u tej nędznicy zastałem!
Był to, jak spodziewać się mogłem, przystojny, młody chłopiec. Kitty spojrzała na mnie i rzekła z miłym uśmiechem: „Si je ne compte pas mal, c’est la troisième fois“... Odparłem takim tonem, jakiego za-