że będziesz musiał zrobić jeszcze jeden wysiłek. Ten pan również należy do spisku, chociaż nie jego spodziewałem się dzisiaj rano. Zresztą zapewne i od niego będziemy się mogli dowiedzieć ciekawych rzeczy, więc i on może się przydać.
W chwilę później do pokoju wszedł pan John Garrideb, Radca Prawny. Niski, barczysty jegomość z okrągłą, rumianą, gładko wygoloną twarzą, tak charakterystyczną dla wielu amerykańskich „bussinessmen’ów“.
Był trochę zanadto pucołowaty i nieco za żywy, tak że sprawiał wrażenie zupełnie młodego człowieka z tym swoim szerokim uśmiechem na twarzy. Oczy jego przykuwały jednak uwagę. Rzadko kiedy widziałem oczy ludzkie, któreby bardziej odzwierciadlały istotę, tak były jasne, tak żywe, tak wrażliwe na każdą zmianę myśli. Miał lekki akcent amerykański, ale mówił pozatem wyraźnie.
— Pan Holmes? — zapytał spoglądając na nas obu. — Ach to Pan! Pańskie fotografje nie są do Pana niepodobne, że się tak wyrażę. Sądzę, że Pan otrzymał list od mojego imiennika, Mr. Nathana Garrideba?
— Proszę, niech pan usiądzie, — odrzekł Sherlock Holmes, — zdaje się, że będziemy mieli sporo do pogadania. — Wyciągnął rękę po wielki arkusz papieru. — Pan niezawodnie jest Mr. Johnem Garrideb, wymienionym w tym dokumencie. Od pewnego czasu mieszka Pan stale w Anglji, nieprawdaż?
— Dlaczego Pan tak sądzi, panie Holmesie? —
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.