Wciąż przychodził do nas. Razu pewnego był on, książę i pan z wielkimi wąsami. Zwano go Fedotka. Miał wystające kości policzkowe i był bardzo brzydki. Dlaczego go panowie tak lubili? Nie wiem doprawdy. „Fedotka, Fedotka“, mówili zawsze, fundowali mu jadło i napitek; zawsze ktoś płacił za niego. O, to był chytry ptaszek! Gdy przegrywał, nie płacił; ale gdy wygrał, oho, można było być pewnym, że ściągnie wygraną.
A więc dobrze. Przyszli. Mówią:
— Zagramy we trójkę à la guerre.
Grali o stawkę 3 rubli. Niechludow rozmawiał wciąż z księciem.
— Uważasz — mówił książę — jaką ma ona nóżkę? Ba, co mówię, nie nóżka jej najpiękniejsza. Ma najcudowniejsze pukle włosów.
Naturalnie nie zwracają uwagi na grę. Rozmawiają wciąż ze sobą. Tylko Fedotka gra uważnie i nie troszczy się o nic; tamci robią kiksy i są zajęci przedmiotem swej rozmowy. To też Fedotka wygrał po sześć rubli od każdego z nich. Z księciem ma on Bóg wie jakie obrachunki; nigdy jeden drugiemu nie płaci; ale Niechludow wyjął dwa zielone papierki i wręczył je Fedotce.
— Nie — rzekł ten — nie chcę brać od ciebie pieniędzy. Zagramy Luittte ou double, to znaczy, albo podwójna suma, albo nic.
Ustawiam kule. Poczęli grać. Niechludow bagatelizuje sobie grę. Renomuje. Ale Fedotka widzi, że ma nad nim wyższość i pilnuje się. Oczywiście wygrał.
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.