— A więc grajmy — powiadam.
Było mu tak spieszno, że sam podniósł kule. Myślę sobie: tych siedemset rubli przecież nie dostanę; mogę zatem przegrać. Począłem więc umyślnie grać źle.
— Dlaczego grasz umyślnie źle? — pyta.
Ale ręce mu drżą...
Gdy wygrał partję, mówię:
— Jest mi pan winien 180 rubli i opłatę za bilard. Idę teraz na kolację.
Ustawiam kij w kącie i wychodzę. Siadam przy stoliku naprzeciw drzwi i uważam: co pocznie teraz? Chodzi wciąż tam i z powrotem, tam i z powrotem (sądzi, że nikt go nie widzi) i targa swe włosy — znowu idzie, mruczy coś i znowu targa swe włosy.
Przez ośm dni nie przychodził. Potem przyszedł do jadalni; twarz miał ponurą.
Książę ujrzał go.
— Chodź — powiada — zagramy partyjkę.
— Nie, nie będę więcej grał.
— Ależ, nie mów tak, chodź!
— Nie — powiada — nie pójdę. Ty — powiada — nie masz z tego korzyści, a ja ponoszę straty.
Jeszcze przez dziesięć dni unikał przychodzenia. Wreszcie, w pewien dzień świąteczny, przyszedł we fraku — był widocznie gdzieś na zabawie — pozostał przez cały dzień i począł grać. Taksamo następnego dnia, trzeciego... Zaproponowałem mu, by znowu ze mną zagrał.
— Nie — odparł — z tobą nie będę grał; ale te
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.