Szymon wyszedł, przyniósł potrawy, ale nie przyniósł wina.
— A wino? — pyta Niechludow.
Szymon wybiegł i przyniósł pieczeń.
— Dajże wina.
Szymon milczy.
— Zwarjowałeś, doprawdy! Kończymy obiad, a nie ma jeszcze wina. Nie piję wina przy deserze.
Szymon poszedł. Wraca:
— Gospodarz prosi pana.
Niechludow zarumienił się, wstał od stołu. Gospodarz stoi za drzwiami.
— Nie mogę panu dać więcej na kredyt — powiada — jeżeli pan mi nie wyrówna całego rachunku.
— Ależ, przecież panu już mówiłem, że zapłacę wszystko zaraz po pierwszym.
— Nie mogę wciąż dawać na kredyt. Już mi ludzie są winni z jakich dziesięć tysięcy.
— No, daj pan pokój, mon cher, mnie może pan przecież wierzyć. Przyślij pan flaszkę, a postaram się możliwie najprędzej zapłacić rachunek,
I spiesznie poszedł do jadalni.
— Co to było? dlaczego pana wezwano tam? — pyta huzar.
— Prosił mnie o coś.
— Pysznie byłoby — powiada huzar — teraz wypić lampkę wina.
— Szymon, co z winem?
Szymon poszedł. Wraca bez wina. Niechludow wstał od stołu i przybiega do mnie.
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.