była pierwszą uprzejmością, jaką w życiu popełnił. Pani Lilly przybyła do stolicy. Elegancka, mała osóbka z wąskiemi, białemi rękami, wielkiemi, niebieskiemi, stęsknionemi oczyma i zwichrzoną, ciemną czupryną.
Czekała na — miłość. Wszyscy do niej umizgaliśmy się, ale żaden nie podobał jej się.
— On musi stać się mojem przeznaczeniem, podobnie, jak ja jego przeznaczeniem — powiedziała mi raz i westchnęła głęboko. Ja też.
Wtedy właśnie zawitał do stolicy na krótkie gościnne występy pewien znakomity śpiewak. Cały świat kobiecy entuzjazmował się i drżał równocześnie przed nim; postać jego otaczała bowiem glorja romantyki „don-juan’owskiej“; żadna kobieta — głoszono — nie oparła się mu dotychczas. Znaną jest rozkoszna groza, z jaką wyobraźnia kobieca śni o takim mężczyźnie, wiadomo też, jak zaraźliwą jest taka choroba.
Również i panią Lilly ogarnął szał powszechny; ją więcej nawet, niż inne kobiety, w jej duszy bowiem zjednoczyła się cicha tęsknota łaknącej miłości kobiety z lękiem ciekawego dzieciaka.
Rozentuzjazmowana wróciła z opery, gdzie ujrzała go raz pierwszy, w całym jego przepychu, witanego burzą oklasków, zasypanego kwiatami.
W dwa dni potem otrzymała od jednej swej przyjaciółki zaproszenie, które, prócz litografowanej zdawkowej formuły, zawierało w kąciku wypisane ołówkiem trzy słówka: „On też będzie“.
Otoczyła falującą pierś w obłok koronek, drżącą
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.