„Vorrei morir“, powtórzyła, jakby oczarowana. Oko jej ujrzało przeznaczenie swe — mogła już umrzeć...
Gdy siadano do kolacji, przystąpiła do niej pani domu i szepnęła:
— Podziękuj mi, Lilly, będziesz siedziała po jego lewej ręce.
Prowadziłem ją do stołu. Mogę panią zapewnić, że nie była to przyjemna funkcja; nie istniałem dla niej tego wieczora. Oko jej chłonęło każdy z jego gestów, każde jego poruszenie.
Zdjął rękawiczki i rzucił je niedbale do kryształowej podstawki na bilety wizytowe. Na długiej, żółtawej jego ręce zabłysnęły brylanty.
Był małomówny. Takimi są zawsze wielcy ludzie.
Od czasu do czasu powiedział komplement pani domu, tak jak się rzuca kostkę pieskowi. Ogryzała ją uszczęśliwiona.
Na panią Lilly nie raczył zwracać uwagi.
Tem bardziej gorliwie zajmowała się ona jego talerzem. Pasztet zyskał pełne jego uznanie, czombru wziął dwie porcje, na widok pstrągów twarz jego okrasił pierwszy blask radości, pularda ożywiła go zupełnie. Całe strumienie starego Chambertina wlewał między poszczególnemi daniami.
Nareszcie spojrzał łagodniejszym wzrokiem na panią Lilly.
— Czy pieśń moja podobała się pani? — zapytał tonem człowieka, silącego się na rozwiązanie zagadki świata.
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/157
Ta strona została uwierzytelniona.