— Gdzie jest policjant? — zawołał z pewnem zdenerwowaniem.
— Przepraszam pana — odezwał się ksiądz Brown — to moja wina. Posłałem go właśnie, aby coś sprawdził. Coś, co zdawało mi się, warte jest sprawdzenia.
— Dobrzeby było, aby zaraz wrócił — rzekł Angus niecierpliwie — gdyż ten biedak tam na górze, nie tylko został zamordowany, ale znikł bez śladu.
— Jakim sposobem?
— Trudno nam będzie na to odpowiedzieć — wtrącił Flambeau. — Nikt do tego domu nie wchodził, a Smythe znikł, jakgdyby go złe duchy uprowadziły. Mnie...
W tej chwili nadbiegł zdyszany policjant i zwrócił się do księdza:
— Tak jest. Znaleziono właśnie trupa biednego pana Smythe’a w kanale, niedaleko stąd.
Angus potarł sobie ręką czoło. — Czyżby sam poszedł i utopił się?
— Nie wychodził wcale z domu — rzekł policjant — mogę przysiądz na to. Zresztą nie utopił się także, gdyż zginął od rany, zadanej mu w samo serce.
— A przecież, jak wszyscy twierdzicie, nikt do tego domu nie wchodził — rzekł poważnie Flambeau.
— Chodźmy stąd — zaproponował ksiądz Brown.
Gdy doszli do końca placu, ksiądz zawołał nagle:
— Ach! jakiż ja głupi. Zapomniałem zapytać się, czy znaleźli także cienki bronzowy worek.
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/60
Ta strona została uwierzytelniona.