miejsce Michelsena było puste... powiedział sobie, że zainteresowanie dla komedji na scenie jest właściwie dzieciństwem. W antraktach rozmawiał głosem cichym i przytłumionym; pytano go, czy jest cierpiący. O, to wkrótce minie“, odparł łagodnie. Potem w większem towarzystwie był w dancingu, a wreszcie, pełen podziwu dla siebie, legł w swem łóżku, stwierdzając, że jest dziś dziwnie czyste.
Przez cały dzień następny walczył z nudą. Wieczorem, gdy wszedł do salonu Lietzmannów, spostrzegł, że Michelsen wzdrygnął się. „Nie sądził, że przyjdę; nie uważał mnie za tak silnego“. Brand, Leopold Wiese i doktor Libbenow podali mu rękę, lecz czynili takie miny, jakby czemprędzej chcieli ręce swe uwolnić z uścisku. Siebert patrzył im w oczy łagodnie, a przenikliwie. Natknął się potem na wzrok Michelsena; przeciwnik jego natychmiast spuścił oczy. Kilkakrotnie zauważył Siebert, że Michelsen przysłuchuje się jego rozmowom; także i temu, co mówi do panny Wikci.
„Czy pomyślała już pani kiedy, że właściwie każdy człowiek jest inaczej usposobiony? I że wszyscy muszą umrzeć, i to każdy w innym czasie?“
„Pan jest naiwny!“, zauważyła młoda dziewczyna i poczęła się śmiać.
„Biedna, mała gąsko — pomyślał Siebert — Michelsen nie uważa mnie za naiwnego i nie śmieje się, on wie, jak tragiczną jest sytuacja“.
Również i pani Klara Fichte nie śmiała się. Odezwała się do Sieberta:
Strona:PL Nowele obce (antologia).djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.