Strona:PL Nowodworski-Encyklopedia koscielna T.1 021.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
9
Abelard.

dnak nie była długa. Nie należąc wcale do rzędu nominalistów, jak niektórzy mylnie utrzymują, Abelard zbijał jednak realizm swego nauczyciela, stawiając przeciwko jego teorji inny system realistyczny, według którego pojęcia ogólne (universalia) istnieją w każdéj rzeczy, nie jako ich istota (essentialiter), lecz indywidualnie (individualiter) (porównaj: Marbacha, Gesch. d. Phil. t. II s. 27O; Rittera, Gesch. d. Phil. t. VII p. 416). — Abelard zniewoliwszy swojego nauczyciela do tego ustępstwa, opuścił jego szkołę i powodowany duchem opozycji, na wzgórzach św. Genowefy, po za murami ówczesnego Paryża, założył własną katedrę. Champeaux zaś, aby uniknąć upokarzających krytyk swego przeciwnika, usunął się zupełnie od nauczycielstwa i wkrótce został biskupem w Chalons nad Marną. Wyniesienie Wilhelma rozbudziło w Abelardzie pragnienie duchownych godności. Udał się tedy do Laon, aby, pod przewodnictwem głośnego scholastyka archidjakona Anzelma, oddać się teologji; dotąd bowiem pracował nad samą filozofją. Niedługo jednak potrafił zachować należne względy dla nowego swojego mistrza: wyraził się bowiem o nim, że „był to człowiek podobny do drzewa okrytego liściem, lecz nie wydającego owocu, które zamiast ogrzewać mieszkanie, napełnia je tylko dymem". Gdy tak pewnego razu lekkceważenie mistrza okazywał przed swymi towarzyszami, zapytali go oni, czy byłby w stanie, bez pomocy Anzelma, rozumieć Pismo Ś. Abelard zapewnił ich, że może im wyłożyć każdą księgę, byle mu tylko pozostawiono dzień przygotowania. Koledzy wyznaczyli mu trudną księgę: Proroctw Ezechielowych. Abelard z podjętego zadania wywiązał się prawdziwie po mistrzowsku. Całe audytorjum było zdumione. Po pierwszej próbie, miały pójść dalsze lekcje, lecz Anzelm ich zabronił. Wówczas Abelard, ufny w swe siły, powrócił do Paryża, otworzył własny wykład teologji i zyskał zaraz tak wielkie powodzenie, iż młodzież, pragnąca nauki, zbiegała się na jego prelekcje z różnych stron świata (jak np. Jan z Salisbury, Otto z Frejsingen), a władza nagradzając jego pracę, przyznała mu, lubo jeszcze nie mającemu żadnych święceń, godność kanonika. Tak wśród sławy i uwielbienia, jakie powszechnie otaczało Abelarda, upłynęło mu pięć lat spokojnych. Zmieniło się jednak wszystko niebawem. Pewna ośmnastoletnia paryżanka wdziękiem urody i nauką, a zwłaszcza biegłością w hebrajskim, greckim i łacińskim języku, budziła wówczas ogólny podziw. Była to Heloiza, synowica kanonika Fulberta, który wziąwszy ją na wychowanie, po zgonie jej rodziców, niczego nie szczędził na jej wykształcenie. W tym celu też poprosił Abelarda, aby przyjął obowiązek jéj nauczyciela. Serce Abelarda, nieznające dotąd inszej miłości, jak miłość nauki, zabiło uczuciem silnej namiętności ku Heloizie i, na nieszczęście, znalazło w niej wzajemność. Jakkolwiek miał wówczas lat 39, Abelard był jeszcze pięknym, a poddał się w zupełności wpływom namiętnego uczucia. Zaniedbawszy studja poważne, cały czas swój trawił na układaniu miłosnych piosenek. Namiętność zawiodła go na zgubną drogę; nierozważny Fulbert, który późno spostrzegł, co się działo, zabronił mu wstępu do domu. Niestety, było już zapóźno: Heloiza miała zostać matką i sama z uczuciem nieopisanej radości donosiła o tem Abelardowi, wyjechawszy do jednej z sióstr jego w Bretanji, gdzie wkrótce wydała na świat syna, dając mu greckie nazwisko Astrolabus, t. j. świetna gwiazda. Po niejakim czasie Abelard pogodził się z Fulbertem i przyrzekł poślubić tajemnie Heloizę. Długo jednak nie chciała ona słyszeć o małżeństwie, i potrzeba było całego