Strona:PL Nowodworski-Encyklopedia koscielna T.1 101.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
91
Akkomodacja.

Boga), powtóre, pobłażanie jezuitów na pewne zwyczaje Chińczyków, całkowicie zrosłe z ich obyczajami narodowemi. Tak, od czasów niepamiętnych, u Chińczyków wszyscy członkowie jednej rodziny zgromadzają się, w pewnym oznaczonym dniu, do pustej sali, by uczcić swych przodków; składają tam ofiary, palą kadzidło, zabijają zwierzęta, które następnie jedzą razem na wspólnej uczcie. Ten zwyczaj jest oparty na czci prawie boskiej i na szacunku synowskim, jaki od wieków mają Chińczycy dla swych zmarłych rodziców i krewnych. Mędrcy i uczeni narodu czynią to samo, z takich samych uczuć, względem Konfucjusza, starożytnego mędrca, który żył blisko 500 lat przed Chrystusem. Zachowują te same ceremonje, kiedy się zgromadzają celem uczczenia jego pamięci, bo go uważają za swego ojca i swego mistrza w naukach, a głównie w moralności. Uczeni ci, zupełni deisci, wierzą w jednego Boga, stwórcę i zachowawcę wszystkich rzeczy; ale lud jest bałwochwalski. — To, cośmy powiedzieli, dostateczném jest do okazania, jaki tam był bogaty przedmiot do sporów dla missjonarzy szkół różnych. Jedni, uważali cześć oddawaną przez Chińczyków przodkom swoim, na łonie każdej rodziny, a Konfucjuszowi przez liczną kastę uczonych, jako czystą ceremonję cywilną, w której nic nie znajdowali zdrożnego. Drudzy, przeciwnie, uważając te rzeczy z punktu religijnego, brali je za bałwochwalstwo, za cześć boską oddawaną duszom zmarłych, a tém samém za obmierzły zabobon, który nie mógł godzić się z świętością chrześcjanizmu, i którego nie należało pod żadnym względem pozwalać Chińczykom. Nowi chrześcjanie nie powinni także używać wyrazu Tien i Chang-ti, bo wyrazy te nie oznaczały Pana Nieba, ale niebo materjalne, które, jak powiadali, było Bogiem uczonych. Te dwie tedy opinje podzieliły zakony na dwie strony sobie przeciwne. Jezuici byli stronnikami systemu pogodzenia (akkomodacji), nietylko w Chinach, ale i w Indjach, gdzie o. Nobili, wielki stronnik tego systemu, pozwalał neofitom na pewne oznaki kastowe. Missjonarze chińscy przekonali się długiém doświadczeniem, że rozumne przyzwolenie na te zwyczaje ludowe było warunkiem, bez którego chrześcjanizm nie mógł zapuścić korzeni w tym kraju, tak upornie przywiązanym do swych dawnych obyczajów. Szacunek, jakiego jezuici używali w kole dygnitarzy chińskich, obudził zawiść nawet w ich współpracownikach zakonnych. Towarzystwo Jezusowe miało już też licznych nieprzyjaciół w Europie, powstających bądź przeciw naukom niektórych jego członków, bądź przeciw ich sposobowi postępowania. Pewném jest, że to usposobienie umysłów nie pozostało bez wpływu na decyzję w owej kwestji ceremonji chińskich, poddanej sądowi Rzymu, gdzie niemniej jak w Chinach były opinje podzielone pod tym względem. Jezuici i ich przeciwnicy dominikanie i franciszkanie wyłuszczyli swoje przyczyny, jedni do tolerowania, drudzy do zabraniania czci oddawanej od wieków przez Chińczyków bądź swym przodkom, bądź Konfucjuszowi. R. 1645, na przedstawienie dominikanów, kongregacja Propagandy wydała wyrok prowizoryjny, z aprobatą Papieża Innocentego X, zabraniający ceremonji chińskich, dopóki Stolica św. niewyrzecze coś pewnego w tym względzie. Gdy znowu jezuici przedstawili przyczyny swoje, trybunał inkwizycji rzymskiej wydał od siebie r. 1656 dekret, który pozwalał Chińczykom i uczonym nawróconym czcić swych przodków i osobę Konfucjusza, według zwyczaju krajowego, pod wyraźnym warunkiem, iżby nie myśleli, że przez to oddają im cześć boską. Ten drugi dekret był za-