giej kłuła w oczy zgangrenowaną moralnie część społeczeństwa warszawskiego. Zaledwie prusacy zajęli Warszawę, naodbierali denuncjacji pełno na bennonitów. Oskarżano ich o brudy moralne i o spiski polityczne. Spodziewała się szajka publicznych gorszycieli, że rząd protestancki rad będzie tym dennucjacjom i zamknie usta gorliwym nauczycielom prawdy. Zaczęto nawet próbować ulicznych demonstracji. Ścisłe śledztwo rządowe pokazało zupełną niewinność zakonników, nakazano im tylko: 1) zamykać wieczorem kościół godziną wprzód; 2) nie miewać kazań na ulicach; 3) nie przyjmować nowicjuszów przed ukończeniem 24 lat życia; 4) donosić władzy cywilnej o każdém święceniu aspirantów na subdjakonat. Ograniczenia te nie zmieniły stanu rzeczy: z ponawianych denuncjacji, bennoni wychodzili zawsze zwycięzko. Zawziętość nieprzyjaciół nie znała wówczas miary: najohydniejsze puszczano na nich paszkwile; na maskaradach i teatrach przedstawiano ich w haniebnych sytuacjach, odgrażano pistoletami w kościele, czychano z kijami pod wieczór na ulicach i pastwiono się nad bezbronnymi. Zakonnicy znosili to wszystko w pokoju, bez skargi; lud tém żywiej ich uwielbiał. Gdy do Warszawy weszli Francuzi, nieprzyjaciele zmienili taktykę: jak wprzód oskarżali bennonów o spiski przeciwko Prusakom, tak teraz oskarżano ich o spiski przeciwko rządowi narodowemu i o korespondencję z rządami nieprzyjaznemi Francji i Polski. Taki, zupełnie bezzasadny, zarzut robi im Fryderyk hr. Skarbek w swoich Dziejach księstwa Warszawskiego, a powtarza go niebacznie ks. Fabisz w Wiadomości o legatach i nuncjuszach w dawnej Polsce. Ówczesny rząd francuzki nieprzychylny był Kościołowi, a w szczególności zakonom; denuncjacje więc poskutkowały. Za pozór posłużyła burda i bijatyka dwóch oficerów francuzkich z publicznością, przy wychodzeniu z kościoła w wielką sobotę po rezurekcji (16 Kwietnia 1806 r.). Ob. Sześcioletnia korespondencja, wydana przez ks. arcyb. Raczyńskiego. Zrobiono z tego wielką sprawę, choć jej nie roztrząsano sądownie; nareszcie, wielcy dygnitarze polscy wyrobili w Paryżu, przez marszałka Davoust, rozkaz rozpędzenia zakonników. Fryderyk August, król saski a książe warszawski, ze łzami podpisał narzucony mu dekret 9 Czerwca 1808 r. O. Hoffbauer był już na wszystko gotów. W oktawie Zielonych Świątek, mówiąc pacierze kapłańskie, kiedy przyszedł w Ps. 87 do miejsca: Pauper sum ego et in laboribus a juventate mea: exaltatus autem humiliatus sum et conturbatus, uczuł w całém ciele takie potężne wzruszenie wszystkich członków, że zadrżał, jakoby potężną febrą wzruszony. Poznał, że znak mu jest dany, aby się gotował na przyjęcie wielkiego ciosu. Jakoż nazajutrz przyszedł do niego jeden z wysokich urzędników i zawiadomił go, co za kilka dni spaść ma na całe zgromadzenie; objaśnił przytém, że z domu nic im wynieść nie podobna, bo pod najściślejszym zostawali dozorem rozstawionej tajnej policji. Relikwje rozdzielił o. Hoffbauer pomiędzy zakonników, najkosztowniejsze sprzęty ukrył w sklepach kościelnych (później do Wiednia przewiezione); każdy opatrzył się w bieliznę i odzież do podróży. Nabożeństwo odbywało się jak zwykle. W kilka dni później wojsko francuzkie zaległo ulice prowadzące do kościoła św. Bennona; 20 wozów zajechało przed klasztor, kościół z obu stron zamknięto, przy każdym wozie 6 konnych żołnierzy stanęło, całą eskortę podzielono na oddziały po trzy wozy. Komissarz policyjny wszedł z urzędnikami do o. Hoffbauera, przerwano nabożeństwo w kościele, zwołano zakonników do refektarza, przeczytano
Strona:PL Nowodworski-Encyklopedia koscielna T.2 195.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.
182
Bennoni.