Ciebie on z łowczych obierzy wyzuje
I w zaraźliwém powietrzu ratuje;
W cieniu swych skrzydeł zachowa cię wiecznie,
Pod Jego pióry uleżysz biezpiecznie.
Stateczność Jego, tarcz i puklerz mocny;
Za którym stojąc na żaden strach nocny,
Na żadną trwogę ani dbaj na strzały,
Którymi sieje przygoda w dzień biały.
Ztąd wedle ciebie tysiąc głów polęże,
Ztąd drugi tysiąc, ciebie nie dosięże,
Miecz nieuchronny, a ty przedsię swemi
Oczyma ujrzysz pomstę nad grzesznemi.
Iżeś rzekł Panu: Tyś nadzieja moja,
Iż Bóg nawyższy jest obrona twoja;
Nie dostąpi cię żadna zła przygoda
Ani się znajdzie w domu twoim szkoda.
Aniołom swoim każe cię pilnować,
Gdziekolwiek stąpisz, którzy cię piastować
Na ręku będą, abyś idąc drogą
Na ostry kamień nie ugodził nogą.
Będziesz bezpiecznie po żmijach zjadliwych
I po padalcach deptał niecierpliwych;
Na lwa srogiego bez obrazy wsiędziesz
I na ogromnym smoku jeździć będziesz.
Słuchaj, co mówi Pan: kto mię miłuje,
A ze mną sobie szczerze postępuje —
Ja go téż także w jego każdą trwogę
Nie zapamiętam i owszem wspomogę.
Głos jego u mnie nie będzie wzgardzony,
Ja z nim w przygodzie, ode mnie obrony
Niech pewien będzie szczęścia i zacności,
I lat sędziwych, i méj życzliwości.
Któż mnie pocieszy w biedzie i frasunku?
Kto w utrapieniu doda mi ratunku?
Wszakże Twa tylko, miłosierny Boże,
Najświętsza dobroć ratować mnie może
I dodać pomocy.
Za nic światowe ukontentowania,
Które częstokroć czynią narzekanie;
Za nic rozkosze u uciechy świata,
Na których ludzie trawią dnie i lata,
A te ich zgubą.
Ludzka się przyjaźń częstokroć rozdziela,
W nieszczęściu trudni znaleźć przyjaciela;
W szczęściu się każdy przyjacielem staje,
W nieszczęściu żaden pomocy nie daje,
Jeszcze się naśmiewa.
Więc ja, mój Jezu, do nóg Twych upadam,
W Tobie nadzieję jedyną pokładam,
Chciéj mnie pocieszyć w utrapieniu mojém
Albowiem ufam w miłosierdziu Twojém,
Litościwy Jezu.
O Matko Boska, Ty najięcéj możesz
Po Bogu, komy zechcesz, dopomożesz;
Dopomóż i mnie, nim zawrę powieki,
Nie daj zaginąć duszy méj na wieki,
Ratuj mię, Maryo! Amen.