Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 018.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sobie we wodzie, jak my na krześle, tylko nogami ruszają, ręce zupełnie wolne. Krzyczą ciągle: à la mer monsieur un sou à la mer; ojoj, che aha, ojoj un sou à la mer. Pasażerowie rzucali im różne pieniądze, to sou, to 2 sou, a niekiedy i 10 sou srebrne do wody. Malcy natychmiast dają nurka i ani jeden pieniążek nie zginął, zawsze albo w drodze go który złapie, albo na dnie znajdzie, wyjdzie na wierzch wody, pokaże pieniądz, że go złapał, włoży do gęby i znowu wrzeszczy, żeby mu co rzucić. Kiedy morze spokojne (jak było kiedyśmy stali na skale) to woda zielonkawa, przezroczysta, zupełnie tak, że na dnie doskonale widać nawet każdy kamyczek. Widziałem doskonale, jak ci malcy szukali pieniądze między koralami. Nie na tem koniec; za 2 sou ci malcy dawali nurka z jednej strony okrętu i po pod okręt (który we wodzie chowa się na 6 metrów a 9 metrów nad wodą), wypływali z przeciwnej strony. Albo wdrapie się taki malec na płótno, którem pokryty pokład spacerowy (rodzaj dachu) i ztamtąd skacze do wody (t. j. z wysokości mniej więcej jak z 3 piętrowej kamienicy) i wynosi 2 sou, które mu rzucono. To zupełnie jakby nie ludzie, ale jakie ziemnowodne stworzenia; po 3 lub 4 godziny jednym ciągiem siedzą we wodzie, pływają, biją się tam o pieniądze, które im rzucają i ani się męczą, ani marzną. Kiedy im rzucić co do jedzenia, to siedząc we wodzie po szyję, ruszają tylko nogami, a rękami trzymają jedzenie i jedzą, albo obierają rzucone im owoce, słowem, jak my na krześle. Ale prawda, że to od maleńkości już się oswaja z morzem. Widziałem raz, jak jakaś kobieta myła rano swoje dziecko na brzegu: przyszła nad brzeg morza, namydliła dzieciaka (może miał rok najwięcej, bo malutki był bardzo), weszła po kolana we wodę, wzięła bębna za jedną rękę, zanurzyła go