Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 074.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jałmużnę. To ich trochę pocieszyło i uspokoiło i z wielkiem ukontentowaniem zbierali się do fotografii. Wytłumaczyłem im tylko, że muszą być cierpliwi, bo Polska jest za wielkiem morzem, zatem to daleko; oprócz tego, tam niema depozytu żadnego, żeby tylko wziąść pieniądze i wysłać, ale trzeba żebrać i składać jałmużnę, a jak się co uzbiera, wtedy posyłać. Droga też długa, więc nie tak zaraz mogą te pieniądze przyjść i t. p. Widocznie trafiło to biedakom do przekonania, bo pokiwawszy głowami, powiedzieli: »Słuszność przy Ojcu, trzeba czekać«.
W dwóch wypadkach ledwom się powstrzymał od śmiechu, bo nie pora była śmiać się wtedy, mianowicie przy pogrzebach. Chowałem nieboszczyka trędowatego, już odmówiłem zwykłe modlitwy, poświęciłem grób i kazałem zasypywać. Już sporo ziemi było na nieboszczyku, aż tu naraz biegnie jedna z chorych i krzyczy: »poczekaj, poczekaj.« Sypiący ziemię zatrzymali się, a ja ze zdziwieniem czekałem, co z tego będzie. Otóż ta kobieta przyniosła kapelusz, którego używał nieboszczyk; jeden z tych co zasypywali mogiłę, złożył go we czworo, zrobił otwór w ziemi i wpakował ten kapelusz nieboszczykowi. Przy innym znowu pogrzebie włożono zmarłemu do grobu tabakę w kawałku bambusa, którą nie skończył żuć za życia.
Ma Ojciec wiedzieć, że Malgasze bardzo mało palą i to bardzo nieliczni, tylko jakby wyjątek między nimi stanowią palacze. Ale rozpowszechnionem jest tu bardzo żucie, czy smoktanie tabaki, dokładnie tego nie umiem powiedzieć. Chowają tę tabakę nie w tabakierkach, ale w cienkich kawałkach bambusa, zatkniętych z obu końców drzewem. Z tego rodzaju tabakiery nasypuje sobie Malgasz tabaki na dłoń, poczem z dłoni wsypuje ją między dolną wargę a dziąsła, po-