Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 085.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pią od ran i oprócz tego inne choroby często im dokuczają, pomimo to jednak każdy z nich chciałby żyć. Kiedy którego dobrze przyciśnie choroba i czuje, że już z nim krucho, wtedy z największym spokojem oczekuje śmierci; nie skarży się, nie jęczy, nie narzeka, ale czeka końca, tak jakby był zupełnie obojętny na wszystko. Kiedy się jednak zdarzy, że choroba przełamie się i chory powraca do zdrowia (t. j. rozumiejąc nie po waszemu, ale po naszemu, po trędowatemu, do zdrowia), znaczy, że żyje i chory tylko na sam trąd, lub z jakim dodatkiem innej choroby, ale żyje, wtedy się cieszy. Już się nieraz zdarzyło, że chory dziś zaopatrzony Ostatniemi Sakramentami, nazajutrz był o tyle lepiej, że wywlókł się ze swej chaty, żeby się grzać na słońcu i z ukontentowaniem chwalił się, że nie umarł. Cieszy mnie jednak bardzo, że oni boją się umierać bez duchowej pomocy. Jeżeli który ciężej zachoruje, zaraz po mnie posyła, a gdy przyjdę, to prosi o Ostatnie Pomazanie, albo o Chrzest św., jeżeli jest poganinem albo protestantem. Natychmiast zadość czynię każdemu takiemu żądaniu, choć nieraz zdaje mi się, że choremu nie jest tak źle, jak mu się wydaje, bo Ostatnie Pomazanie nie jest ustanowione tylko dla mających już umrzeć na pewno, a powtóre nieraz się zdarzyło, że chory wieczorem poczuł się trochę gorzej, a w nocy już nie żył. Wiele dobrego w tym względzie robi ten Michał, co do Ojca list w imieniu chorych napisał. Na fotografii jest ten, któremu ja rękę opatruję (zob. rycinę na str. 77). Choć sam biedny mocno cierpi od trądu, ustawicznie jednak chodzi od izby do izby, wizytuje chorych i jeżeli znajdzie, że ktoś ma się gorzej, zaraz mu proponuje Ostatnie Sakramenta i mnie uwiadamia. Ma przytem dość wielki wpływ i mir między chorymi. Dzielenie ryżu bez nie-