Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Niech Ojciec będzie łaskaw nie zapomni i sam, albo przez kogo, wystara się dla mnie o nasienie brzozy i grabu, o które prosiłem przedtem, koniecznie mi tych dwóch rzeczy potrzeba. Gdyby bez trudności można, to bardzobym był rad, żeby brzoza była prosta i płacząca, ale jeżeli to trudno, to niech będzie jedna jakakolwiek, byle brzoza.
Dotychczas nie mogę się oswoić z tutejszymi porami roku, jeszcze mnie to wszystko bardzo dziko się przedstawia. Obecnie np. maj, u nas wiosna, wszystko ożywione, a tu zima, wszystko drzymie, albo i spi. O tem zaś, żeby odetchnąć świeżem wiosennem powietrzem, poczuć zapach pól i lasów, tak jak u nas, tutaj mowy nigdy niema przez cały rok, a krajowcy nie wiedzą nawet, co to znaczy.
Przypomniałem sobie w tej chwili, żem Ojcu kiedyś przedtem pisał, jak Malgasze lubią tłustość. Oto ma Ojciec jeszcze jeden dowód więcej tego. Kiedy kto z moich chorych użala się na ból żołądka, to nie pytam go, co jadł, ale czy i kiedy jadł, potem, czem mogę, nakarmię go i zwykle już było po chorobie na jakiś czas, t. j. póki się znowu dobrze nie wypościł. Ale pewnego razu, wielu zaczęło się uskarżać na żołądek, a między nimi i tacy, o których wiedziałem, że jedli i mają jeszcze u siebie na dwa lub trzy dni żywności. W lekarza bawić się nie mogę, bo choćbym i potrafił sfabrykować receptę, to nie mam apteki, ani aptekarza, któryby to przyrządził, ale, myślę sobie, kiedy tylu ma do czynienia z żołądkiem, to chyba już trzeba zrobić nieco ogólniejszy porządek; sprowadziłem ½ litra ricinusu i idę z tym specyałem do moich pacyentów. Byłem prawie pewny, że może znajdzie się jeden lub drugi mniej brzydzący się amator, co zażyje bez trudności ze dwie łyżki tego szlachetnego trunku,