dzie mu smakować, bo czem chata bogata tem rada, lepszego narazie nie mam nic. Pije mój rzeczoznawca ten quasi chiński nektar i chwali jak smak tak i zapach, »wcale nie zła herbata« — mówi. Myślałem, że on z grzeczności tylko chwali, jak to często ludzie robią, albo, że to jakaś kaleka, co nie ma ani węchu, ani smaku. Po chwili jednak wylazło szydło z worka, przekonałem się z kim mam do czynienia, zaczął mi gadać o uprawianiu herbaty, o rozmaitych sposobach przygotowywania jej i t. d., potem o rolnictwie wogóle, o architekturze, pszczelnictwie i t. p., o wszystkiem możliwem rozprawiał nadzwyczaj biegle, gdy na chwilę zamilkł (może żeby gęba spoczęła, bo pytlował niemiłosiernie), powiedziałem, że ta herbata coś, zdaje się, wszystkiem pachnie, tylko nie herbatą. On ją wącha znowu i mówi: »no, tak, to jest, niby...« Oho, myślę sobie, znaczy ty się bratku nietylko na herbacie, ale wogóle na wszystkiem, jak ślepy na kolorach. Kontent byłem, gdy sobie poszedł, bo on przelewał tylko z pustego w próżne, nie mając widocznie co lepszego do roboty, a mnie pilno było do moich zajęć.
Po jego odejściu mimowolnie przypomniały się mi dawne lata, kiedy jeszcze w Tarnopolu byłem prefektem. Tam też zdarzyło się coś podobnego w konwikcie. Do ósmaków naszych przyszedł raz pewien pan. Ósmacy częstują go papierosem, ale on mówi, że takiego tytoniu nie pali, tylko albo dobry rosyjski, albo wcale nic. Po jego odejściu ósmacy kupili tutek z rossyjskim napisem, nabili je najzwyklejszym austryackim tytoniem, po 63 ct. paczka, włożyli do pudełka z rossyjskich papierosów i zgrabnie zakleili. Gdy przyszedł ów pan znowu do nich, częstują go temi papierosami. On patrzy na napis na pudełku i tutkach, zapala papierosa, wącha dym, delektuje się i mówi:
Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 121.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.