Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 153.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

drzewo osobno, ale o gałęziach nic nie powiedziano. Moje czarne pisklęta wzięły się zamaszyście do roboty, kto tylko mógł i czem mógł, to ciął. Jest kilka siekier, noże, nożyki, nagadi (łopatka malgaszska, zob. rycinę »trędowata zbiera trawę do palenia«), wszystko było w ruchu; drzewa aż nadto poobcinane. Na parę dni będzie przy czem strawę ugotować, a potem jak będzie, bo to w ręku Matki Najświętszej. Drzewa staranniej okrzesane niż potrzeba, ale za to doświadczamy nieźle, co to znaczy upał. Zdaje się, że słońce jakby ciągle przypominało: »pamiętajcie, że jesteście w Afryce«. Moi biedni chorzy nie zyskują na tem, bo kiedy upał, to cierpią więcej, tak zupełnie jak kiedy zimno. Wtedy im nieco lżej kiedy ani za zimno, ani za gorąco. Kiedy nieco pochmurno, to wiatr porządnie dokucza chorym, zwłaszcza gorzej poranionym, ale kiedy czasem wiatr ustaje a upał niezły przytem, wtedy rany tak czuć, jakby trąd sadził się na to, żeby pokazać co potrafi. Jużem sobie obmyślał wentylację łagodną ale ustawiczną i proszę ciągle Matkę Najświętszą, żeby prędzej pozwoliła do skutku to przyprowadzić. Przedtem tu ciągle gadali i pisali, że zmiana pogody przy zmianie pór roku zabija wielu chorych; ja ciągle stałem uporczywie przy swojem, t. j. że moi chorzy giną z głodu i nędzy, nie ze zmiany powietrza. Teraz mam jasny tego dowód. Dostałem kilka razy ubocznie, t. j. nie przez Ojca (z tych pieniędzy co Ojciec przysyła nie biorę ani centa, gdyż inaczej nigdybym nie mógł zebrać potrzebnej sumy na budowanie) jałmużnę od kilku osób, trochę inaczej zapatrujących się na rzeczy, niż ten praktyczny doradca, co to wystrzelałby trędowatych, żeby przeciąć zarazę, kupiłem za te pieniądze ryżu dla najuboższych, co nie mogą sobie wcale zaradzić, a najbardziej chorym za-