Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 168.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jomionemu z tem wszystkiem Europejczykowi. Przychodzą goście do kogokolwiek, a że po domach Malgaszów o żadnych zgoła meblach, choćby najprostszych nawet, mowy niema, więc zasiada całe czarne towarzystwo na rozścielonej rogóżce. Po wyrecytowaniu, stosownie do okoliczności, zwykłych formułek, zaczynają się raczyć. Kiedy się szanowni gości dobrze natłoczą ryżem, maniokiem, czy czem ich tam gospodarz domu częstuje, zaczyna im się odbijać głośno, i ta orkiestra pochlebia gospodarzowi domu!? Uchodzi to za dobry ton — niedarmo zatem mówią, że co kraj, to obyczaj. Malgasze, jak wogóle wszyscy dzicy, nadzwyczaj łatwo się oryentują, mają wprawdzie w swoim języku wyrażenia prawo i lewo, ale nigdy ich nie używają, chyba czasem, jakby wyjątkowo tylko. Kierunek zawsze oznaczają słowami północ, południe, wschód i zachód. »Idź na wschód«, mówią, »połóż to na północ« i t. p. Choć oni się tym sposobem doskonale kierują i rozumieją, ale swoją drogą to nieraz porządnie dziko brzmi dla nieoswojonego z tem ucha. Tak np. jak mnie się kiedyś zdarzyło, nich Ojciec sam osądzi, czy to nie dziko.
Przysłał do mnie missyonarz z sąsiedniej stacji Malgasza stolarza (umie piłować i wie, że heblem nie rąbie się, ale gładzi drzewo, dlatego uchodzi za stolarza, podobnie jak ja za rzeźbiarza), chcącego się uczyć rzeźbić, żebym mu pokazał, jak się wycina cieniutką piłką (laubzegą). Pokazałem mu, jak rękę trzymać, jak ciąć, a potem daję mu piłkę, żeby ciął tak samo. Czarny mój uczeń wziął piłkę do ręki, popatrzył na nią i czeka. No, jazda! panie bracie, czego czekasz — powiedziałem mu — tnij, bo chcę zobaczyć, jak to pójdzie. On mi odpowiada: »Ojciec nie powiedział skąd zaczynać, z północy, czy zachodu, czy zkąd.«