Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 198.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się nie użalałem, tak Pan Bóg chce, tak dopuszcza, dziej się Jego najświętsza wola; ale swoją drogą tak mnie już pilno, żeby prędzej mieć nowe schronisko z kościołem jak najuboższym, ale całym i schludnym, w którym mógłby być ciągle Przenajświętszy Sakrament, że wyrazić Ojcu tego nie potrafię. Przebywam dobrą szkołę cierpliwości, to niema co wątpić, ale nadziei wcale nie tracę, bo sprawa w ręku Samej Matki Najśw., która widzi jak się rzeczy mają i co się we mnie dzieje. Nieraz przychodzi mnie na myśl, że jeszcze trzeba będzie może czekać lata i lata nim co do czego przyjdzie, bo trzeba na samo budowanie 150.000 fr., a ja tak mało mam dopiero i, powiem drogiemu Ojcu otwarcie, na tę myśl stchórzyłem t. j. jak niby podupadłem na duchu. Trwało to jednak niedługo, jakby tylko taka ciężka chmura przeszła przez myśl, bo zaraz pomyślałem, że przecież to wszystko w ręku Najśw. Matki, która jest wszechwładną Panią, zatem może kazać długo czekać, ale też może i odrazu zesłać dużo jałmużny, albo natchnąć jakiego bogatego fundatora, który odrazu wystawi wszystko i sprawa skończona. Samego siebie wstyd mnie się zrobiło, żem taki stary, a taki głupi i małoduszny, i znowu dobry humor powrócił.

Pyta mnie Ojciec w swoim liście, jak rozmawiam z trędowatymi? Otóż tak niewłaściwie rozmawiam po malgaszsku, a właściwie z kiepska po węgiersku, jak u nas się wyrażają. Poduczyłem się dopiero na tyle, że od biedy, czy jak to nazwać, nie wiem (po rossyjsku по поламъ съ грѣхомъ = po połowie z grzechem), rozumiemy się, spowiadać jednak i nauczać jeszcze nie mogę, bo na tyle nie umiem. Martwi mnie to porządnie, bo chciałbym jak najprędzej móc zająć się duszami moich biedaków, ale trudna rada, głową muru nie przebiję. Język dość trudny, a tak się nieszczęśli-