Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 202.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

na świecie, tak i to dzieje się za zrządzeniem Bożem, zatem dziej się Jego najświętsza wola. Od rana do nocy nabijam głupią moją mózgownicę malgaszską sciencyą, taką ciemną jak sami Malgasze. Dałby tylko Bóg, żebym jak najprędzej mógł spowiadać i nauczać, bo moje kochane czarne pisklęta bardzo potrzebują duchowej pomocy. Idę do nich w sobotę, a w niedzielę zaraz po Mszy św. odchodzę, żeby czasu nie trwonić. Przyszedłszy w sobotę, rzucam torbę w izbie i biegnę zobaczyć, co moi chorzy porabiają; przed południem staram się poopatrywać wszystkie rany, a resztę załatwiam popołudniu.
Po pierwszym zaraz tygodniu niewidzenia się, zapytali mnie chorzy: »Umiesz już Ojcze mówić po naszemu? Ucz się prędko, żebyś mógł prędzej do nas na stałe powrócić, modlimy się codzień, żeby ci Pan Bóg dopomagał.« Podziękowałem za modlitwy, prosiłem o nie nadal i obiecywałem, że będę się starał, jak tylko będę mógł, żeby tylko prędzej znowu być z nimi razem. Z wielką przykrością odchodzę co niedziela, ale przedewszystkiem »bądź wola Twoja.« Droga zajmuje mnie 2½ godz. tam i drugie tyle napowrót, bo trzeba się spinać z góry na górę po ścieżkach, wiodących przez najrozmaitsze wertepy i w dodatku trzeba się w bród przeprawiać przez strumień, który w porze suchej zaledwie się sączy, a w porze deszczowej porządnie przybiera, jak wogóle wszystkie górskie strumienie. O brewiarzu w drodze niema mowy, bo ma się ad libitum: odmawiać brewiarz i gdzie kark sobie skręcić albo nogi połamać, albo nie mówić brewiarza i cało dojść na miejsce. Idę wprawdzie zawsze jednym ciągiem, nie zatrzymując się nigdzie ani na chwilkę, tak, że nawet fajkę zapalam idąc, mimo to jednak prędzej niż w 2½ godziny nie mogę stanąć na miejscu.