Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 209.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

drzewami, oddalonemi od siebie co najmniej o 5 czy 6 metrów. A że mocna, to niema co wątpić, na przestrzeni kilkometrowej rozciąga się pajęczyna, a na niej pośrodku ogromne pajęczysko czatuje na zdobycz. Wiatr nieraz silny powstanie, a pająk hojda się tylko, pajęczyna wcale się nie rozrywa. Wikłają się w nią wielkie muchy, wpadnie czasem motyl albo konik polny i to dość wielki (jest tu rodzaj koników polnych latających jak szarańcza), szamocze się wydziera, ale nic z tego, pajęczyna nie rozrywa się wcale. Pociesznie patrzeć jak pająk otrząsa swoją sieć z wody po rosie albo deszczu, wyciąga łapę jak długo może, zaczepia w jednym miejscu pajęczyny, przyciąga ją do siebie, a potem raptem puści, tak zupełnie, jak ludzki palec naciąga strunę na cytrze albo gitarze podczas grania. Wskutek tego raptownego puszczenia, cała sieć drgnie dość silnie i krople rosy czy deszczu z niej spadają. Pająk przez chwilę bardzo często i prędko te wstrząśnienia powtarza i niedługo potem cała sieć sucha. Sądząc po powierzchowności, nigdybym nie przypuścił, żeby pająk mógł tak zgrabnie wywijać łapami. Wyszedłszy raz do ogrodu, zdybałem się z tym Ojcem, u którego obecnie mieszkam, i pokazując mu pajęczynę, mówię, że nie tak mnie dziwi, że pajęczyna tak wielka i mocna, jak nie mogę odgadnąć, jakim sposobem ten krzywołapy tkacz pierwszą nić przeciąga tak daleko od drzewa do drzewa. Kiedy pierwsza nić zaczepiona, to już niema sztuki dalej snuć, bo chodzi po tej pierwszej nici, ale pierwszą jakim sposobem zaczepia, tego sobie wytłumaczyć nie mogę. Ten Ojciec odpowiada: ja tego także nie wiem, ale wiesz Ojciec, że dotychczas zapomnieć nie mogę tego, com widział i, gdybym na własne oczy nie był widział, nigdybym nie przypuścił nawet, żeby to było możliwem, mianowicie: