Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 239.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A to czemu? — zapytał go Ojciec.
— Jakże mogłem gotować — odpowiada kucharz, kiedy nie mam drzewa ani kawałka.
Ojciec natychmiast posłał kilku ludzi, którzy dostali trochę gałęzi, trochę trawy do palenia i po jakimś czasie kucharz podaje wreszcie co sfabrykował. Wyobrażam sobie, w jakim zakłopotaniu i humorze musiał być wtenczas ten missyonarz. Ale nie koniec jeszcze. Przy obiedzie pyta się ten Ojciec swego kuchmistrza:
— A gdzież są kury, czemu nie podajesz?
Kucharz:
— Kury w spiżarni.
Zagląda missyonarz do spiżarni i widzi obydwie kury zabite, oskubane i przywieszone u sufitu. Wraca do refektarza i pyta, czemu nie zgotowane. Kucharz z najzimniejszą krwią odpowiada:
— Bo Ojciec kazał zabić, ale nic nie powiedział, czy mam je ugotować, czy nie.
Śmiałem się, kiedym to usłyszał, ale po dziś dzień nie mogę sobie wytłumaczyć, czemu to wszystko przypisać, czy głupocie kucharza, czy nieporadności, czy czemu. Że kur nie ugotował, to jeszcze mniejsza, trzymał się ściśle danego mu rozkazu. Ale rano przecie doskonale wiedział, że nie ma drzewa ani kawałka i ani pół słówka o tem nie pisnął, jakby to wcale do niego nie należało. Tego to już zrozumieć wcale nie mogę.
Nic więcej narazie donieść nie mogę, coby Ojca zajęło, a przytem tak się mnie dziś jakoś nie pisze, sam nie wiem dlaczego, rad nierad, muszę skończyć. Czekając z niecierpliwością na list od drogiego Ojca, polecam się bardzo Jego łaskawej pamięci w modlitwach.