Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 266.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

działem przecie dobrze, że ich opuszczam dla nichże samych, boć przecie budować trzeba, że wieki razem nie będziemy i t. d. i t. d., a mimo to, tak mnie jakoś ciężko było na duszy, tak tęskno za tymi biedakami, że nie wiedziałem co z sobą robić. Zacząłem myśleć o przyszłem schronisku, żeby się rozerwać, ale nic z tego, przeniosłem się myślą do kraju, ale i to nie pomogło, chodziłem jak struty.
W liście do mnie przysłał Ojciec niedawno dopisek do moich chorych, oni na to odpisali; posyłam Ojcu dosłowne tłumaczenie ich odpowiedzi:
Do Ciebie Ojcze Czermiński.1)
Nasz drogi Ojcze, my Tobie dziękujemy i dziękujemy jeszcze2) za odebranie Twojego listu.3) Modlimy się ciągle za Ciebie i za wszystkich naszych dobroczyńców, jesteśmy kontenci z Twoich słów.4) Tym listem my Ciebie odwiedzamy i żegnamy, 5) tak mówią6) pisklęta X. Beyzyma.7)

1) tak zwykle zaczynają się listy Malgaszów,
2) = bardzo dziękujemy,
3) = za twój list,
4) = cieszy nas to coś napisał,
5) = serdecznie pozdrawiamy,
6) = zwykłe zakończenie listu Malgaszów,
7) powiedziałem kiedyś moim chorym, że pisząc do kraju, nazywałem ich »mojemi czarnemi pisklętami«, podobało się to im i teraz sami o sobie tak się wyrażają.

Nabazgrałem co niemiara, ale przestanę już zanudzać drogiego Ojca, reszta na potem; nim jednak skończę, jeszcze poproszę Ojca o jedną rzecz, mianowicie: jeżeli Ojciec ogłosił w »Misyach« mój adres do