Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 279.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

schronisku, a tu podchodzi jeden i pyta: »Jak mają się tam dostać ci z nas, co nóg nie mają; pomyśl Ojcze o tem, boć przecie zostać tu nie chcemy.« Odpowiedziałem mu, że to rzecz Matki Najświętszej, Ona temu wszystkiemu zaradzi. To im trafiło do przekonania widocznie, bo kilku powiedziało: »Słuszność przy tobie, Ojcze, jakoś to będzie, po co się teraz kłopotać.«
Teraz z planu cokolwiek, a potem z fotografii przekona się Ojciec lepiej, że o niczem wykwintnem nie myślałem wcale. Na żadne zbytki w czemkolwiek nie odważyłbym się, bo to wszystko robię nie za swój grosz, ale z jałmużny, którą poczciwi ludzie dają, ujmując sobie nieraz z niezbędnego nawet. Niech się Ojciec nie dziwi sam i, jakby kto zapytał potem, t. j. kiedy nadeszlę Ojcu rachunek, dlaczego takie wielkie wydatki, proszę wytłumaczyć, że tutaj okropnie wszystko drogie, a oprócz tego mnóstwo rzeczy trzeba sprowadzać z Europy, gdyż tutaj ich niema, a koniecznie są potrzebne, jak np. szkło, blacha, wszystkie narzędzia majsterskie, naczynia kuchenne i t. p.; dróg niema, wozów też tu nie mają, więc wszystko przenoszą tragarze, co okropnie podnosi cenę wszystkiego. Oszczędzam we wszystkiem, jak tylko mogę, ale nic nie pomoże, trzeba wszystko opłacać słono, bo inaczej niepodobna. Niemały strach mnie ogarnia, kiedy myślę o wszystkiem co potrzeba, i otwarcie przyznam się Ojcu, że gdybym całej ufności nie pokładał w Najśw. Pannie, już dawno dałbym za wygrane. Nieraz zdarzyło się, że i mnie samemu przyszło na myśl i inni mnie tłumaczyli, że niejedno z tych rzeczy, które zamyślam, jest niemożliwem poprostu, ale zaraz przychodziła mnie myśl, i to tak wyraźnie, jakby mnie kto mówił do ucha: »staryś, a głupi, dlaczego niemożliwe, czy Matka Najśw. nie