Strona:PL O. Jan Beyzym T. J. i Trędowaci na Madagaskarze 294.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czyna patrzeć w górę, ale nie prędko jeszcze dojdzie do tego, do czego wszelkimi siłami dążę.
Rola dobra, ale jeszcze potrzebuje wiele i wiele uprawy, nim zacznie wydawać pożądane owoce. Mnóstwo jeszcze przesądów i zabobonów pogańskich mocno zakorzenionych. Do Boga garną się moje pisklęta, tego zaprzeczyć nie mogę, ale ciągle jeszcze tak, że Bogu świecę zapali, ale i dyabłu świeczkę da; np. chowam nieboszczyka, zasypują mogiłę, a tu ktoś z krewnych zmarłego wpakowuje próżną butelkę, lub co innego, albo ukradkiem niejeden zaniesie trochę ryżu lub czego innego położy na mogile, a potem prosi nieboszczyka, żeby modlił się za to za niego, a nie szkodził mu. Z tymi ludźmi nie można tak postępować, jak z ludźmi, ale trzeba koniecznie, jak z małemi dziećmi, inaczej nic z tego. Mówić im co, tłumaczyć nie wiem jak, będą słuchać, kiedy rozumieją dokładnie, o co chodzi, wtedy mówią, że tak ma być, prawda to jest i t. d., ale mimo to, potem zrobią po swojemu. Upomnieć, spytać, dlaczego to robią, to każdy odpowie: »nie wiem, taki zwyczaj u Malgaszów.« To też i prowadzę ich nie inaczej, jak małe dzieci za rękę. Po każdym katechizmie zawsze cośkolwiek z wiadomości bieżących, t. j. robicie tak, tak i tak — to i to dobrze, a to i to źle, więc tego wcale nie macie robić; odpowiadają: »taki zwyczaj Malgaszów.« Wtedy krótko ucinam: zapomnijcie zupełnie, żeście Malgasze, a pamiętajcie zawsze, żeście najpierw katolicy, a dopiero potem Malgasze. Wasi przodkowie tak robili, bo byli poganie i dzicy zupełnie, wy już nie dzicy i nie poganie, ale katolicy i musicie żyć po katolicku; o zwyczajach przodków przy obrzędach religijnych nie mówcie nawet, bo na to nie pozwalam i po sprawie. Dzięki Matce Najświętszej, która u mnie raczy wszystkiem kierować, niektóre su-